Avatar - objawienie czy rozczarowanie?

04.01.2010, 17:24 | rozrywka

Avatar

Długo wyczekiwany, przełomowy i odkrywczy megahit Jamesa Camerona w końcu trafił do kin. Promocja nakręcała ludzi już od roku, a opowieści o samoniszczących się po jednym obejrzeniu płytach i niemożliwych do powielenia kopiach filmu urastały do rangi legend. Sam autor określał swe dzieło jako przełom podobny do wprowadzenia dźwięku w produkcjach filmowych. Czy aby na pewno?

Udaliśmy się z Efką do kina dzień przed sylwestrem, w środę 30 grudnia. Seans miał się odbyć w warszawskim kinie IMax, gdzie wersja 3D na ekranie kilkukrotnie większym niż normalnie nabierała nowego znaczenia. Ja zacząłem z grubej rury, ponieważ to miał być mój pierwszy film w 3D (Epokę Lodowcową 3 widziałem w... 2D), od razu na tak dużym ekranie. Zasiedliśmy na samym środku, w czwartym rzędzie, cała sala wypełniona była aż do ostatniego miejsca. Rozsiedliśmy się wygodnie, założyliśmy specjalne okulary i rozpoczęliśmy oglądanie filmu. Aha, nie będę opowiadał fabuły Avatara, po prostu przedstawię swoje wnioski na poszczególne elementy składowe.

Efekty wizualne
Efekty 3D z jednej strony nie były tak częste i tak intensywne jak by się można spodziewać po filmie w pełni 3D (a nie tylko z takimi efektami) - może z kilka razy udało się osiągnąć wrażenie wystających z ekranu elementów, które można by uchwycić ręką. Do tego podczas czytania napisów odnosiło się dziwne i niezbyt miłe wrażenie, że coś jest nie tak z perspektywą. Z drugiej strony zdarzały się sceny, kiedy rozmach niemalże wgniatał w fotel. Było ich może z kilka, ale swoje do filmu wnosiły. Kraina była piękna, kolorowa i żywa. Jeśli chodzi o stronę wizualną, to nie mam zastrzeżeń, duży plus za całość. Na pewno nie można nazwać tego rewolucją, co najwyżej ciekawym uatrakcyjnieniem przekazu. Efekt miły dla oka, ale na dłuższą metę dla niektórych może być męczący.

Fabuła
Początek filmu był całkiem zgrabną próbą wciągnięcia obserwatora w świat przedstawiony, pokazania mu piękna a zarazem niebezpieczeństw kryjących się na Pandorze. Niestety, mniej więcej w połowie zaczęło się sypać i to na całej linii. W pewnym momencie prześcigaliśmy się w uszczypliwych komentarzach wydarzeń na ekranie, bądź komentowaliśmy liniową i do bólu przewidywalną fabułę opowiadając co się za chwilę wydarzy. Nawet tak zwane 'zwroty akcji' były jasne i oczywiste. Im dalej, tym gorzej, a w pewnej scenie (nie spojlerując za bardzo napiszę - tzw. powrót wielkiego ptaka) to już było takie przegięcie, że ledwo w kinie wytrzymaliśmy. Podsumowując fabułę - tragiczna, sztampowa, oklepana, widziana już setki razy. Zdecydowanie najgorszy element filmu.

Akcja
Do połowy filmu budowane powoli napięcie z każdą chwilą zapowiadało coraz to lepsze emocje. O ile fabuła wysiadła i poległa, o tyle akcja coraz bardziej się nakręcała. Przez bezsensowność pewnych decyzji czy rozwiązań niektóre sceny traciły sens, ale akcja sama w sobie była na wysokim poziomie i osiągnęła punkt kulminacyjny na czas bitwy ostatecznej. Na plus, w końcu wszystko przebiegło całkiem wartko, chociaż oryginalność to ostatnie słowo, które mogłoby to opisywać.

Muzyka
Nastrojowa, klimatyczna, pasująca do obrazu. Przez większość filmu nawet niesłyszalna (to chyba bardziej na plus niż na minus), widocznie przez dobre wtopienie się w tło. W kilku ważnych scenach pozytywnie zwracała na siebie uwagę, podnosząc wartość chociażby scen walk i pojedynków. Lekko na plus, bo minusów wyraźnych brak.

Podsumowanie
Na pewno było kilka świetnych scen, kilka bardzo dobrych, zabawnych momentów (na przykład 'ups' podczas ostatniej bitwy), film był mocno komediowy z mnóstwem śmiesznych zdarzeń, tekstów bądź zachowań, a efekt 3D zrobił wrażenie. Całokształt odbioru filmu jest raczej na plus, ale na pewno nie mogę nazwać tego filmu arcydziełem. Tak oklepanej fabuły dawno nie widziałem, Cameron mógł się bardziej postarać, a podobno czasu miał sporo. Jeśli uzna się ten film za średniej klasy rozrywkę olewając fabułę, to można bawić się świetnie. Jeśli natomiast ktoś ma zamiar oczekiwać czegoś więcej po Avatarze, to na pewno się zawiedzie. Nie wiem jakim cudem film ten dostaje aż tak wysokie oceny, może to tylko moje subiektywne odczucie, że fabuła to gniot? Jeśli tak, to proszę mnie oświecić.

Ps. Zastanawiam się nad pójściem do kina na Daybreakers, Parnassusa, Book of Eli i/lub Sherlocka Holmesa. Wszystkie oceniane wysoko, ale wspominając Avatara to nie jest wystarczający wyznacznik. Widział ktoś już może albo wie czego się można spodziewać?

komentujKomentarze:

Z ciekawością przeczytałem, bo nie widziałem (jeszcze) tego filmu. Szkoda że nie ma fabuły, bo jesli ma to być coś na podobieństwo Matrix 2/3 to ja dziękuję.
Efekty w Matrixie były ważne, ale nie można powiedzieć, że fabuła nie miała znaczenia - miała, i to ogromne, bo na tym się wszystko opierało. Pierwszy Matrix bardziej nastawiony był na wspaniałą fabułę, a dopiero później zrobili z niego nawalankę z efektami specjalnymi. Był przełomem właśnie dzięki fabule, bo efekty w kinie były wcześniej i były później, robiły wrażenie ale nie były najważniejsze. Matrix ludzie zapamiętali właśnie dzięki motywowi ludzkich bateryjek.

Avatar natomiast zamiast fabuły ma wilgotną papkę, na dodatek kserowaną ze scenariusza Pocahontas, gdzie zmieniają się jedynie nazwiska głównych bohaterów i sceneria ich otaczająca, o to mi chodziło ;]
ja nie napisałam, że fabuła była dnem - tylko nie miała ona znaczenia, liczyły się efekty specjalne. a to, że w 'Matrixie' fabuła była zachwycająca - to już inna sprawa i duży plus. ; )
nie wiem jak jest z 'Avatarem' [ ciężko ocenić jak się nie oglądało ; P ], ale cel ma taki sam jak i 'Matrix' - zachwycić efektami, nie fabułą. ; X
co do 'Pocahontas w kosmosie', masz na myśli to? ; > http://www.joemonster.org/art/13127/Co_laczy_Avatara_i_Pocahontas_
PS. Pocahontas jest boska -> przynajmniej tak uważałam w wieku 7 lat ; X
Zapowiadało się ciekawie, przez co wzrosły oczekiwania, a upadek był tym bardziej bolesny.
a ja mam jeszcze inne spostrzeżenie - wszystko tak jak mówicie, że fabuła dno, że wiadomo bo film oparty głównie na efektach, ale... ale na początku na prawdę się świetnie zapowiadało! Pierwsze sceny były poruszające! W dodatku ta możliwość egzystencji w cudzym ciele... to później dopiero zrobiła się niesmaczna kaszana i jednorazowe odcięcie wszystkich kuponów, jakie hollywood posiadało.
Tu się nie zgodzę. Pierwszy Matrix, oprócz oczywistych efektów specjalnych, przedstawił niesamowitą wręcz fabułę - coś, co oczarowało miliony. Każdy ówczesny fan chciał się obudzić i trafić do prawdziwej rzeczywistości, uwolnić od wykreowanej przez maszyny iluzji. W Avatarze natomiast mamy po prostu tzw. 'Pocahontas w kosmosie'...
film zrobiony na podobnej zasadzie jak 'Matrix' - mamy się zachwycać obrazem, dżwiękiem, efektami specjalnymi i akcją. to nie jest film, w którym fabuła ma duże znaczenie i nie należy się w nim doszukiwać jakiś ukrytych myśli itp. - taki cel tego filmu ; )
aczkolwiek nie oglądałam go [ nie miałam możliwości ] , także nie wdaję się w szczegóły. ; X
No robimy robimy - ja nawet mogę jeszcze raz zachęcić wszystkich czytających do obejrzenia, ale tylko w 3D - warto przekonać się samemu czy ten film jest dobry, czy kiepski, a nie tylko słuchać opowieści innych ;]
to kolejny dowód na to, jak emocjonujący jest ten film - swoją drogą, chyba mu jednak reklamę robimy ;p
No, współczuję tym osobom, które siedziały obok nas, szczególnie temu kolesiowi na lewo ode mnie, bo w pewnym momencie komentowaliśmy wszystko jak leci, więcej tekstu niż postacie mówiły ;P
skoro się w kinie nie obrazili, że głośno komentujemy poszczególne sceny, to i tu nam nie podskoczą :P hahahaha
No, wyspy były spoko. No i niezły był na przykład ten motyw z samego początku filmu, jak żołnierze wybiegają z transportowca i kamera niejako biegnie razem z nimi ;]

Tylko żeby się nikt nie obraził na nas, że ciągle spojlerujemy w komentarzach ;P
wiem, że brzmię, jakby mi się ten film nie podobał, ale to nie do końca tak :) bardzo podobały mi się sceny z latającymi wyspami ;P i to, że były one "prawie" połączone ze sobą (to tak dla przykładu, że mi się podobało).
To była jedna z najlepszych scen 3D filmu, nie wiem jak mogłaś tego nie zauważyć! ;P
ta ziemia to leciała w naszą stronę? nie zauważyłam :p to niestety nie było to, co oszukać przeznaczenie ;p
Czekanie na ripa jest bez sensu - obejrzysz tylko namiastkę tego, co autor miał na myśli. Albo do kina na 3D, albo olać w ogóle. Sporo scen było robionych wyłącznie pod efekt 3D, np. wyjście z laboratorium po pierwszym przejęciu avatara i bieg przed siebie - tam przeszkadzały Ci roślinki, mogłeś dostać kawałkiem kamienia lub ziemi. Oglądając zwykły rip zaśniesz w połowie, bo zanudzi Cię na śmierć ;]
Widzę, że się zsynchronizowałeś z Efką :). Ciekawa recenzja. Opłaca się poczekać na RIPy chyba.
A to już zupełnie inna liga. Teraz będzie jak Elvis ;P
to co powiesz o szale w okół majkela? 0.0
Zabawnych scen było mnóstwo i przyznać się muszę, że często siedziałem z lekkim uśmiechem na twarzy ;]

Gdyby nie to, że Ledgerowi się wzięło i zmarło, to wątpię, żeby robili aż takie halo wokół tego filmu. Podobnie jest w przypadku Patricka Swayze i super hiper wypasionego serialu o nazwie Bestia promowanego dzięki 'ostatniej roli' wyżej wspomnianego. Nie, żeby to był kiepski serial, ale żeby jedynym hasłem promocyjnym było żerowanie na trupie? Lekka przesada.
do zabawnych scen zaliczyć można także tą: "Czy współżyłeś z tą kobietą?" chociaż ten tekst wtedy wydał mi się taki troszkę żałosny nawet... ładnie to wszystko opisałeś :) podoba mi się i z większością się zgadzam (ta muzyka tylko u mnie jest na takim zerze, bo podczas ostatecznej walki mocno mnie irytowała)... na Panassusa też idę, ale ze względu na obsadę :P